Utente ospite
31 gennaio 2023
Pomocny i miły personel to główny atut tego hotelu. Od pracowników recepcji, pokojowe, osoby pracujące w restauracji przy obsłudze stolików po barmanów. Wszyscy mili, przyjaźni i uśmiechnięci. Bar na plaży bardzo fajny pomysł, drinki w barach dobre. Ogólne wrażenie pozytywne patrząc na sam hotel i jego otoczenie. Z drugiej strony są dość małe i ciasne pokoje z tańczącymi łózkami, ale choć widok z 5 pietra był ładny na zatokę. I wisienka na torcie kuchnia hotelowe. Hotel 4 gwiazdkowy nie powinien serwować takiej kuchni. Najlepsze były śniadania bo mimo, że codziennie to samo to były najmniej zepsute przez pracujących tam kucharzy. Lunch i dinner to był jakiś dramat w kilku aktach! Nie wiem czy kucharze byli świeżo po szkole czy dopiero się uczyli sztuki gotowania ale tak niedobrej kuchni już dawno nie próbowałam. Połączenie szkolnej stołówki z szpitalna i domem dla osób starszych tak można by w przybliżeniu określić poziom jedzenia jakie jest serwowane. Nic nie było doprawione, lazania to była jakaś dziwna zapieczona masa, sos bolognese przypominał kolorem i struktura rozgotowany karton, zupa gorsza niż z puszki ze sklepu. Najgorsze jednak było poł surowe mięso czy ryby jakie kucharze serwowali na live cooking. W restauracji było gorąco jak w saunie bo działały 3 grille, gdzie serwowano niedopieczone mięso czy ryby. Po otrzymaniu kilka razy pół surowej piesi z kurczaka czy ryby całkowicie zrezygnowałam z tego jedzenia. Ratowały mnie gotowane warzywa, frytki i jakiekolwiek mięso wcześniej upieczone w piecu, choć i tu czekała mnie niemiła niespodzianka kiedy omal nie połamałam zębów na wieprzowych kościach w gulaszu. Kości były pocięte na małe kawałki i wymieszane z mięsem i warzywami. Idealne danie żeby złamać ząb lub się udławić. Spędziłam w hotelu 17 dni i obserwowałam jak z dnia na dzień posiłki są coraz gorszej jakości. Jedynie w środy była w miarę dobra kolacja kiedy była serwowana kuchnia hiszpańsko meksykańska oraz w weekendy kiedy przyjeżdżali nowi goście. Nawet mało wybredni Anglicy mieli problem z wyborem co jeść i krążyli z pustymi talerzami wokół bufetu ratując się frytkami z keczupem i pizza. Prócz tej "wykwintnej" kuchni w oczy rzucało się tez nastawienie samych kucharzy. Jeśli czegoś zabrakło na bufecie trzeba było się upominać o doniesienie, sami kucharze mieli miny jakby tam pracowali za kare i z wielka laska opuszczali kuchnie i wychodzili do restauracji. Mieszali łyżkami w daniach wyłożonych na bufecie, przerzucali nieświeża sałatę w misach czy mieszali stare pomidory z nowymi ( tak okropnej jakości pomidorów to nigdy nie widziałam) i wyglądało to jakby mieszali w korytach dla swin. Wątpię, ze kucharze czy personel hotelowy jadł to samo co goście. Tylko animatorzy przychodzili na posiłki i jedli kanapki, frytki lub pizze. Byłam wcześniej w kilku hotelach w Alcudii nawet w takim molochu jak Club Mac ale tak obrzydliwej kuchni jak w Boccaccio nie spotkałam nigdzie!